Na szarość dnia… wspomnienie,
na mrok wieczoru… myśli pastelowe.
Snują się dziś sennie, ponad głową
jak papierosowy dym… pamiętam,
choć już od dawna się nim nie bawię.
Jedna z drugiej wypływa…
to przenikają się wzajemnie,
to znów w tańcu powolnym lgną
do siebie na chwilę… by potem
zniknąć w ciemnym kącie pokoju.
Pierwsza myśl ruda, jak klony jesienią,
Druga srebrna, jak mgły w dolinach
jeszcze niedawno tak podziwiane,
trzecia złota, jak loki małego Marcela.
Nagle nade mną smuga błękitu…
Wzruszenie…
bo błękit, to niebo nad połoniną,
to ocean w dalekiej Bretanii,
to czyjeś dobre oczy…
Pod spadzistym dachem miasta,
pośród prześcieradeł, miękkich poduszek
odpływam niespiesznie tam, gdzie myśl ulotna
splata się czule z sennym marzeniem.